PIĘTNO WOJNY JUŻ WIDAĆ NA DANYCH Z GOSPODARKI
Mamy pierwsze twarde dane pokazujące, jak wojna w Ukrainie wpływa na polską gospodarkę. Nie było jej widać w inflacji w lutym, bo ceny paliw zaczęły gwałtownie rosnąć dopiero na przełomie lutego i marca. Nie ma po niej śladu w informacjach o produkcji przemysłowej, bo przemysł nie zdążył jeszcze zareagować na sankcje nakładane na Rosję dopiero z końcem lutego. Próżno szukać śladów wojny w danych z rynku pracy, bo tu na razie widać coraz szybciej nakręcającą się spiralę cenowo-płacową. A fala uchodźców, która może mieć wpływ na podaż pracy, zaczęła wzbierać dopiero w ostatnich dniach lutego.
Ale jednak pierwsze znamię wojna już odcisnęła. Mowa o opublikowanych wczoraj danych o sprzedaży detalicznej. Sama dynamika jakoś specjalnie nie zaskoczyła – sprzedaż wzrosła o 8,1 proc. w cenach stałych (bez uwzględnienia inflacji), czyli mniej więcej tak, jak spodziewali się tego ekonomiści. Ale struktura była zaskakująca: wystrzeliła sprzedaż paliw, wzrosły obroty handlujących lekami i żywnością. Co jest odzwierciedleniem histerii, jaka zapanowała na stacjach benzynowych już w pierwszym dniu wojny i dużej mobilizacji społecznej, by pomagać walczącym Ukraińcom.
„Wojenna” struktura sprzedaży to jednak dopiero początek. Kolejne informacje z GUS-u, skażone rosyjską agresją wobec Ukrainy, zobaczymy pewnie już dziś w wynikach badań koniunktury w firmach. Kolejne jutro, gdy GUS opublikuje podobne badanie dotyczące konsumentów. W obu przypadkach trzeba się spodziewać wyraźnego pogorszenia nastrojów. Pytanie tylko, jak głębokie ono będzie.